Na zegarku 8.05, a ja dopiero pod uczelnią. Zdyszana wpadam do sali. I po co? Mogłam w ogóle nie przychodzić. Ale przyszłam, niestety.
I wyszłam ze świadomością, że poprawkę testu mam jak w banku. Potem pogodynka-nawet nie było tak źle. Gatunki dziennikarskie to jedyna nadzieja na udaną środę. Ale nie! Nieszczęścia lubią chodzić parami, a do mnie to aż się troją. Filozofka, biorąca swój styl chyba z filmu o Gadżecie właśnie dzisiaj musiała zawiesić na mnie swoje oko. Fantastycznie opowiada się o filozoficznych bzdurach z bólem głowy jak z Krakowa do Warszawy. Ale spokojnie, jeszcze czeka na mnie deser. Półtorej godzinna wycieczka krajoznawcza busem do domu. Kto o tej porze roku, gdy idzie zima zrywa drogi? Stać w kilkukilometrowym korku, w lodowatym busie to coś o czym marzyłam na zakończenie dnia. Siedemnaście i półgodziny na nogach, bez kawy.
Ale to na pewno poduszka była źle przekrzywiona albo prześcieradło za bardzo zmięte. Lub zapomniałam wstać z łóżka obiema nogami i lewa chyba jednak dziś była pierwsza.
Jutro wstaniesz prawą i będzie lepiej!
OdpowiedzUsuńPolecam kawę w termosie.
OdpowiedzUsuńnastępnego dnia będziesz pamiętała, żeby wstać prawą ;) a kawę zawsze można kupić gdzieś w drodze na uczelnie ;)
OdpowiedzUsuńZadziwiające, że takie zwykłe przysłowia się sprawdzają.
OdpowiedzUsuńO raju, ale fatalny dzień :/ Ale mam nadzieję, że odbiłaś go sobie w weekend :))
OdpowiedzUsuńI jak? teraz masz lepsze dni? :D Obstawiam, że tak, bo nie masz czasu na notki :D
UsuńNa pewno jest lepiej, jestem bardziej ogarnięta :) A jeśli chodzi o notki, to po prostu nie mialam dostępu do internetu :)
UsuńNie napiszę, że będzie lepiej, bo to bzdura. Napiszę, że najlepiej zorganizować termos i ciepłe ubranie, bo komunikacja może dobić.
OdpowiedzUsuń